Śmiech przez lzy
Spoglądając wstecz, gdy było mi źle i płakałam dostawałam ochrzan od rodziców. I jakieś teksty pełne pogardy, że okazuje moją słabość. Słabość w obliczu żałosnych problemów.
Kiedy płakałam nie przytulano mnie, tylko wieczne zjeby. O nie, raz jak już trafiłam do szpitala i mama przegrzebala moje rzeczy i znalazła któryś z kolei list pożegnalny to ja płakałam a ona trzymała mnie za rękę. No i raz płakała razem ze mną u psychiatry. Nie wiem dlaczego. Czy faktycznie się o mnie martwiła, czy bała się, że na rękach będę mieć blizny i wszyscy będą wiedzieli że jestem popaprana, czy było jej za mnie wstyd?
Ona nie jest zła, ale czasem jej nie rozumiem. U kolejnej psycholożki wstawiła się za mną, bo kobieta zażyczyła sobie negatywny test na narkotyki. Zaczęła mnie wtedy bronić, że napewno nigdy nie cpalam (bo wtedy to ja nawet nigdy Marysi nie paliłam) , ale chyba gdzieś z tyłu głowy bała się, że wynik będzie pozytywny i że obraz nieudanego dziecka utrwali się na stałe. Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal, a czym człowiek mniej wie tym lepiej śpi, może taka zasadę wyznawała.
No i zaprowadziła mnie później do innego terapeuty, tego który jakoś do mnie dotarł. Przydałby mi się znowu, bo teraz jestem bardziej skrzywiona, ale także świadoma swoich wad.
Wtedy byłam takim pół na pół zbuntowanym dzieckiem którego nikt nie rozumie i cały świat jest przeciwko, które nie chcę żyć a wszyscy są źli. Teraz uważam, że przede wszystkim to ja jestem zła albo chociaż niezbyt dobra aby żyć w społeczeństwie. Bezwartościowa i nie ważna.
Ja się nie dziwię, nikt nie chciałby się podjąć próby przyjaźni z kimś upośledzonym. Przyjaźń z kimś z upośledzeniem umysłowym, przecież to śmieszne. Więc się już nie będę łudzić, że ktoś się mną zainteresuje.
Z resztą, nawet jeśli to ja i tak się będę bała nawiązać relację, bo jestem tchórzem. Jebanym strusiem.
Jestem śmieszna . Wiem o tym.