Wpis 2019-06-11, 19:14
Boli mnie nadal wszystko. Najbardziej dłonie, łokcie i kolana. I dół brzucha już od dłuższego czasu daje o sobie znać. Po każdym biegu czuję podbrzusze jakby ktoś chciał mi wyrwać wnętrzności. Okresu jak nie było tak nie ma, ale akurat to mi na rękę, nie potrzebuje tego i byłby to kolejny problem. A jeśli w końcu kiedyś go dostanę to chyba zaleje mnie na amen za wszystkie czasy. Pozostaje tylko dalej się niszczyć aby ciotka nie wróciła.
A jak się czuje? Tak samo podle. To trwa za długo i powoli dochodzę do wniosku, że nie ma sensu z tym walczyć. Może za mało się starałam, ale był czas, że i jadłam, i ćwiczyłam i jakoś dawałam sobie sama ze sobą radę. Powoli zaczęłam się akceptować, nawet polubiłam swoją twarz, swoje ciało, to jaka się urodziłam. Na wady zaczęłam przymykać oko i je zlewać. I nagle wszystko powróciło, poczucie pustkiy, beznadziei i pustki. Cały czas mam do siebie pretensje i czuję odrazę. Brzydzę się sobą.
Nie potrafię polubić siebie. I cały czas uważam, że jestem zła, bardzo zła. I nie zasługuje na nic dobrego. Żałuję, że muszę żyć. Ale muszę, bo rodzice, bo kot. On jest najfajniejszy na świecie...